Czuję się nieszczęśliwa, kiedy coś dostaję od rodziny. Dzisiaj ojciec jak zwykle chciał spędzić ze mną czas, proponował mi lody, a niedługo potem... powiedział, że kupił mi huśtawkę, żebym wyszła na ogród. Przed chwilą matka przyszła do mnie i przyniosła mi Delicje. Nienawidzę tego. Nienawidzę tego, że wszystko mam, jest mi coraz bardziej przykro z każdym prezentem, jaki dostaję. Popadam w coraz głębszą anhedonię, już niczym nie potrafię się naprawdę cieszyć... Ostatni raz byłam szczęśliwa w grudniu 2010 roku, a jeszcze poprzednio w czerwcu. Mówię poważnie.
O, właśnie matka mnie spytała, czy chcę grzankę. Nie chcę. Nic nie chcę. Chcę tylko siedzieć zamknięta w pokoju, pożerana przez własne obsesje i tragiczne dążenia.
Zazdroszczę wam, którzy mają prawo cieszyć się Dniem Dziecka i Bożym Narodzeniem. Nie znoszę Gwiazdki, kiedy każdego roku dostaję górę prezentów, których nie chcę. Tej gwiazdki dostałam przede wszystkim drogie perfumy, które oddałam matce i najlepszego laptopa Apple, którym bawi się teraz mój ojciec, bo ja prosiłam tylko żeby mi go nie dawano.
Chyba jedyne co jeszcze potrafi mnie cieszyć - wróć - potrafiłoby mnie cieszyć, to uznanie ze strony innych. Ale widzę teraz, jak bardzo jestem w tyle za innymi i czemu nie otrzymuję zainteresowania. Nie zasługuję.
Znalazłam sklep muzyczny w Centrum, w którym kupiłam sobie VIVIsectVI Skinny Puppy. Słucham teraz "Human Disease (S.K.U.M.M.)".
Chce mi się płakać.