poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Nowy blog

Coś mnie strzeliło, żeby rozdzielić moje przemyślenia na temat muzyki od prywatnego bloga (to jest intymnych postów). Reszta tematów póki co zostaje tutaj. Różne osoby są zainteresowane moimi przemyśleniami na temat muzyki, ale czuję się niezręcznie, przetykając je wywodami wewnętrznymi. Wszystkie notki muzyczne kopiuję na Musicque Criticque (to, co dotąd powstało, zostawiam też tutaj - ze względu na komentarze i powiązania z innymi notkami - ale nowsze tematy będą się pojawiały wyłącznie na nowym blogu).

niedziela, 20 kwietnia 2014

czwartek, 10 kwietnia 2014

Myślę, że współczesne czasy są poniekąd smutne. Ilekroć razy mam do czynienia z rubryczkami dotyczącymi muzyków w pismach muzycznych lat 80-tych (z wycinków kupionych na eBayu albo z Internetu), niemal zawsze spotykam się z podpunktem First record bought: ... . Co jest dzisiejszym zamiennikiem? First Tumblr picture reblogged: ... ?

środa, 9 kwietnia 2014

Camp i La Magia niskobudżetowych efektów

Do napisania tego postu zainspirował mnie komentarz w serwisie YouTube, dotyczący jednego z teledysków Siouxsie and the Banshees.


Od jakiegoś już czasu zastanawiam się, co tak bardzo porusza mnie w teledyskach sprzed 30-stu lat i czemu tak rzadko podobają mi się te współczesne. I w sumie niewiele czasu zajęło mi dojście do wniosku, że chodzi o camp i psychedelię niskobudżetowych efektów, takich jak nakładanie tekstur na maskowany obszar czy wczesne bluescreeny. Lata 70-te i wczesne 80-te otworzyły wiele nowych możliwości wraz z wejściem bluescreena i prostych trików, umożliwiających tworzenie trudnych do zrealizowania wizualizacji - efekty te oczywiście wydają się śmieszne w porównaniu nawet do dzisiejszych tanich teledysków, ale mają coś, czego tym dzisiejszym brakuje, a o czym wspomniała autorka powyższego komentarza - oryginalność, świeżość i wyobraźnię twórców. Nie zrozumcie mnie źle, znam wiele dobrych teledysków, które powstały o wiele później, nawet całkiem niedawno, a jednak największe wrażenie wywołują u mnie te tanie wycinanki z 1981. Jest w nich coś niezwykłego, pewna naiwność i użyję nieco kuriozalnego słowa, mistycyzm, coś jak rzeczywistość snu albo tabletki halucynogenne. Oczywiście wszystko to musi iść w parze z dobrą muzyką, bo inaczej całość wzbudzać może co najwyżej uśmieszek politowania. "We Built This City" Starship to jednak nie to samo, co mistrzowskie wizje Tima Pope'a.

Nowo odkryty przeze mnie teledysk Siouxsie and the Banshees jest właśnie doskonałym przykładem tego, o czym mówię i zresztą pod nim właśnie natknęłam się na wspomniany komentarz. The Banshees to jeden z tych zespołów, których przesłuchanie dyskografii przekładam latami na później (gdzieś od 2008, serio), bo jakoś zwykle słucham czegoś innego, mimo że zawsze podobają mi się ich utwory.



Niesamowite to jest. Na pierwszy rzut oka wygląda zabawnie - Siouxsie rozwijana z dywanu i latająca na nim po pustyni niczym Wicked Witch of the West? Ale wydaje mi się, że to zamierzony efekt, mam na myśli niedokładny filtr z bluescreena, który wywołuje bardzo dziwne, psychodeliczne wrażenie. No i twarz Siouxsie, szczególnie jej oczy, strój, charakteryzacja, ten dziwny efekt źle nagranego klipu (to akurat wina uploadera, ale podoba mi się to pływanie-drganie) - to wszystko składa się na niemal mistyczny i nieco niepokojący klip.

Rzuciłam nazwiskiem Tima Pope'a, a to dlatego, że to właśnie z nim kojarzy mi się cała ta sztuka - kiedy zobaczyłam fragment teledysku do "Dear Prudence" od razu pomyślałam "Hej, Tim chyba maczał w tym palce". Pope tworzy teledyski od drugiej połowy lat 70-tych i jest jednym z moich dwóch ulubionych reżyserów PV (drugi to Mark Romanek). Charakterystyczne dla jego stylu jest oryginalne podejście do tematu, narracyjne prowadzenie "fabuły" i właśnie te psychodeliczne efekty, o których wspomniałam. Jeśli widzieliście kiedyś któryś z wczesnych teledysków Soft Cell, to wiecie, o czym mówię.



Tak naprawdę trudno jest jakoś konkretnie opisać moje odczucia, bo jest to bardzo subiektywne i wrażeniowe. "Dear Prudence" i "Forever" to jak dotąd moje dwa ulubione utwory the Banshees. Przynajmniej nie tylko ja mam problem z opisaniem tego, co mam na myśli (18:10, sort of).

Niski budżet stawiał artystom wyzwania i wymagał kreatywności. Kolejnymi znakomitymi przykładami, zawierającymi inne rozwiązania, są sztandarowy utwór New Romantics i mój ukochany kawałek z tej samej subkultury. Myślę, że ludzie mają potrzebę wracania do starych, tanich efektów, czego świadkiem możemy być oglądając teledysk do "Time to Pretend" MGMT czy obserwując popularyzację seapunku i vaporwave (tu oczywiście mowa o latach 90-tych).

Na koniec zostawiam link do klipu, który zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy, nie tylko dzięki mojemu ulubionemu efektowi.

-

Swoją drogą od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie zrobić jakichś top ten dotyczących ulubionych teledysków, albumów etc. Wiele osób mi wspominało, że lubią poznawać dzięki mnie nową muzykę, więc może byłby to jakiś pomysł? Also recenzje albumów, bo skoro je już kupuję, to może uda mi się zachęcić kogoś do zdobycia takiej fizycznej kopii?

niedziela, 6 kwietnia 2014

Charaktery muzyki

Przed dwiema minutami zrodziła się w mojej głowie pewna myśl, dotycząca kategoryzowania charakteru muzyki przede wszystkim w odniesieniu do popkultury. Ostatnio miałam okazję usłyszeć opinię popularnego komentatora muzyczno-społecznego, dotyczącą właśnie tego zagadnienia. Twierdził on, że ponieważ (jego zdaniem) sztuka nie jest podstawową potrzebą człowieka, tym samym ma ona ten sam charakter, co rozrywka, a dokładniej, że jeśli dzieła Beethovena nazywamy sztuką, to i Nicki Minaj tworzy sztukę. Jakkolwiek starałam się spojrzeć na to z tej strony, nie mogę zgodzić się z tą tezą, bowiem muzyka Nicki Minaj nie dostarcza mi emocjonalno-intelektualno-artystycznych odczuć, w odróżnieniu od muzyki Beethovena.

Właśnie w przerwie w czytaniu wykładów Fromma mój tok myślowy drogą skojarzeń spłynął ku próbie przypomnienia sobie, jakie albumy muzyczne miałam kupić i że jednym z nich miała być edycja limitowana płyt Hocico z okazji 20-sto lecia zespołu. Zapomniałam o tym albumie, bo jeszcze niedawno, to jest 21-go grudnia 2012 roku, nagrali poprzedni album, a większość zespołów nagrywa je średnio co dwa-trzy lata. To zapewne przez to, że aggrotech to muzyka szybsza w produkcji, ta repetytywna warstwa rytmiczno-melodyczna i przesterowany wokal przekazujący nieskomplikowane teksty - pomyślałam. Nie jest to jednak muzyka komercyjna. Twórcy subkulturowi nie kierują produktów na rynek komercyjny, a jedynie na skonkretyzowaną grupę odbiorców, należących do pewnej niszy. Czy jest to sztuka? Oczywiście definicja pojęcia sztuki jest wybitnie subiektywna i nie mam zamiaru się tutaj nad tym rozwodzić, tym bardziej, że już wcześniej zdawkowo wspomniałam, jak bardzo nie lubię tego słowa, przez jego próżność i nadętość. Wedle klasycznego podejścia nie jest, ponieważ służy głównie rozrywce i wyładowaniu agresji (trochę hipokrytyczny tok myślenia), a według nowoczesnego jest, ponieważ wszystko jest sztuką, a my jesteśmy uczeni, jak dorabiać do każdego zjawiska teoretyczne znaczenie. Ja mimo wszystko posługuję się na co dzień pojęciem sztuka, ale używam go w znaczeniu luźnym, nie tłumacząc jego znaczenia i kierując się wyłącznie intuicją i własnymi odczuciami. Myślę, że sztuka charakteryzuje się wyczuwalną obecnością jakiejś formy natchnienia, połączonego ze świadomością (podświadomością) tworzenia czegoś emocjonalnie/intelektualnie wartościowego. To nie brzmi zbyt konkretnie, ale nie wiem, czy tak naprawdę istnieje potrzeba tłumaczenia mojego podejścia. Z jednej strony mogłabym nazwać aggrotech sztuką, na przykład sztuką agresji lub sztuką frustracji, ale skupiając się na moich najszczerszych odczuciach, nie nazwałabym tego typu muzyki sztuką. Nie jest to Beethoven, z drugiej strony nie jest to jednak Nicki Minaj. Nie ma ona charakteru komercyjno-konsumpcyjnego, ale też jednak służy rozrywce. Po krótkim zastanowieniu nazwałam ten typ muzyki emocjonalnym. Taka muzyka nie jest z założenia "wysoką sztuką" (co nie znaczy, że nie wynika z natchnienia i nie nawiązuje do sztuki w klasycznym jej pojęciu), ale nie jest też produktem spożywczym, mającym przynosić korzyści materialne twórcom. Typ ten musi być najdawniejszym ze wszystkich, zapewnia on bowiem tak rozrywkę, jak i wyładowanie/wywołanie zróżnicowanych emocji, nie niosąc ze sobą jednocześnie próżności muzyki konsumpcyjnej i wzniosłości muzyki artystycznej. Źródłem współczesnej muzyki emocjonalnej jest punk. Wyróżniłabym jeszcze czwarty typ, to jest muzykę ideologiczną, czyli stworzoną na przykład w celach perswazyjnych lub będących formą komentarza społecznego (niosącą treści intelektualne) - do której swoją drogą punk się również zalicza. Oczywiście wszystkie te typy rzadko występują osobno, zwykle mieszając się ze sobą. Moje zamiłowanie do kategoryzowania i operowania przykładami sprowadzi jednak ten post do kategoryzowania i operowania przykładami, przykłady te pragnę więc podać. Dla ułatwienia i referencji zrobiłam taki oto uproszczony graf.


Dla klarowności przytoczę najpierw trzy przykłady, które odbieram jako "czyste" formy. Jako muzykę czysto artystyczną postrzegam eksperymenty elektroniczne lat 50-tych, w tym chociażby "Gesang der Jünglinge" Karlheinza Stockhausena. Jest to muzyka czysto estetyczna, wykorzystująca nowe techniki i materiały dźwiękowe w celu wzbudzenia artystycznych odczuć, związanych z klimatem utworów. Przykładem muzyki czysto komercyjnej jest "Give Me All Your Luvin'" Madonny, która w celu wypromowania swojej osoby "zatrudniła" do współpracy Nicki Minaj, która akurat przeżywa szczyt popularności. Jest to zabieg czysto komercyjny, mający przynieść zysk i przeznaczony do masowej konsumpcji poprzez popularne media. Charakter emocjonalny, niekomercyjny (w podanych przykładach wręcz antykomercyjny) i nie zaliczany do "wysokiej sztuki" ma wspomniana muzyka punkowa czy post-punk i gatunki, które po nim nastąpiły, w tym aggrotech. Charakter ideologiczny można znaleźć w anty-muzyce Throbbing Gristle - industrial lat 70-tych i wczesnych 80-tych miał na celu otworzenie ludziom oczu na patologie i problemy społeczne, dopiero później nabrał charakteru bardziej emocjonalno-rozrywkowego, poprzez zmieszanie na przykład z synthpopem czy metalem.

Dobrym przykładem muzyki zawierającej cechy zarówno tradycyjnej sztuki (poezji, muzyki klasycznej) jak i popu (muzyki rozrywkowo-komercyjnej) jest art pop. Pragnę wspomnieć, że mówiąc o popie jako o produkcie rozrywkowo-komercyjnym nie zawsze mam na myśli to, że dany utwór został stworzony głównie w celu zapełnienia portfeli twórców, może on być w zamyśle czysto rozrywkowy. Z założenia jednak muzyka popowa jest łatwiejsza w odbiorze niż jakiekolwiek inne gatunki, tym samym znajdując najliczniejszą grupę odbiorców i pozwalająca twórcom (niekiedy artystom) na wzięcie pod uwagę sukcesu komercyjnego (zazwyczaj poprzez pozycje na listingach). Komercyjność nie pomniejsza też wartości muzyki czysto popowej, dopóki nie sprowadza się ona do prezentowania chciwości i lenistwa twórców. Bardzo często zdarza się, że sukces komercyjny jest czysto przypadkowy (twórczość Soft Cell bliższa była scenom industrial i punk), lub że jest raczej próbą wypromowania koncepcji artystycznej (w tym wypadku New Romantic).

Utworem o charakterze zarówno artystycznym, jak i niosącym istotny przekaz jest jeden z najsłynniejszych utworów Charlesa Aznavoura (pierwszy utwór dotykający tematu homoseksualizmu; nie omieszkam też wspomnieć o pięknym angielskim tłumaczeniu). Utworem komercyjnym o charakterze nie tylko rozrywkowym, ale też emocjonalnym jest chociażby "Confide in Me" Kylie Minogue, natomiast rzadkim przykładem kawałka pozbawionego wartości artystycznych i emocjonalnych, to jest czysto komercyjno-rozrywkowego, za to zawierającego inteligentny przekaz jest "Thrift Shop" w wykonaniu Macklemore'a i Ryana Lewisa (wyśmiewanie ludzi przepłacających za markowe ubrania w celu zaimponowania innym).

Wariacji jest oczywiście więcej i można o nich dyskutować i dopasowywać w inny sposób w nieskończoność (przykładowo zespół Throbbing Gristle powstał na gruzach grupy performance art COUM Transmissions, można więc postrzegać ich twórczość jako sztukę awangardową), ale to oczywiście tylko zabawa dla szufladkowiczów, takich jak ja. Myślę jednak, że takie porządkowanie może pomóc znaleźć konkretny typ muzyki zainteresowanym osobom (tak samo zresztą, jak i gatunki) i uświadomić o istnieniu na przykład czegoś komercyjnego i wartościowego zarazem.