wtorek, 27 maja 2014

Ważne daty: 24/05/13 - rzadka okazja

Dziwna sprawa, kiedy uświadomię sobie, że tuż przed załamaniem psychicznym i trafieniem do szpitala w dość oryginalny sposób zsocjalizowałam się z moją klasą.

Widzicie, odwiecznym marzeniem pewnej Kariny była kąpiel w kisielu. Kiedy przyszło co do czego i jej dziewiętnaste urodziny zbliżały się wielkimi krokami, a wypadały akurat na klasowym plenerze, cała nasza sympatyczna klasa złożyła się na kupno masy torebek z kisielem i basenik. Wszystko ulokowano na wygodnym uboczu, tuż za ogrodzeniem naszego "pensjonatu". Przewiązano koleżance oczy opaską i gdy już doszła przed miejsce przeznaczenia, kazano jej zrobić krok do przodu. Trudno mi opisać niebywałą radość na jej twarzy i absurdalną zabawę, która później miała miejsce, kiedy zaczęła spraszać wszystkich do środka. Patrząc na to wszystko z boku, przez głowę przemknęła mi myśl: czy kiedyś jeszcze będę miała okazję kąpać się w kisielu? Prawdopodobnie nie. Zdjęłam buty i mimo mojej wstydliwości przyłączyłam się do wariackiego imprezowania. I nie żałuję.

Poza tym na tym samym wyjeździe odkryłam też ciucholand zawierający skrzynkę z niezwykle oryginalnymi pluszakami, więc połowa klasy obłupiła się w smak dzieciństwa. Później porobię im zdjęcia, bo jest wśród nich na przykład czarny miś z napisem The End.

Dołączam zdjęcie ad perpetuam rei memoriam. Będzie tego więcej, choć wiem, że narażam biednych ludzi na naruszenie prywatności. Jeśli komuś będzie to przeszkadzać, to będę cenzurować.

piątek, 23 maja 2014

tany tany

Aha, zapomniałam napisać, tak dla pocieszenia: koncert Midge'a się odbył (siedemnastego maja), ja się na nim odbyłam, Chilkat się na nim odbyła i dobra zabawa się odbyła również. Po koncercie potańczyłyśmy nawet trochę na after party. Tyle tylko, że nie było możliwości kontaktu z wokalistą po występie. Nie można mieć wszystkiego!

Midge Ure totalnie przypominał mojego wujka z Niemiec - szczególnie w dwóch momentach. W pewnej chwili, po zakończeniu któregoś z utworów, perkusista zaczął zachęcająco grać, jednak po chwili przestał. Wokalista uśmiechnął się rozbrajająco, wskazał na perkusistę i powiedział: one word: drums. Druga sytuacja nasunęła się, kiedy ktoś z widowni (jak to jest, że zawsze jakiś rodak drze się do muzyków niezgrabnym angielskim na każdym takim koncercie?) wykrzykiwał co chwilę żądania w sprawie brakującego We Came to Dance. Midge zaśpiewał tylko cicho: We came to dance... Making moves from a passion play... - po czym uśmiechnął się, mówiąc: I don't know it. Zupełnie, jakbym widziała mojego wujka, to samo poczucie humoru, nawet z wyglądu podobni byli! Tyle tylko, że - niestety, mimo nadziei aż do ostatniej chwili - We Came to Dance nie było. Next time. Nie można mieć wszystkiego!

sobota, 17 maja 2014

halo, tu podświadomość

W czwartej klasie podstawówki do naszej klasy dołączyła nieśmiała dziewczynka o imieniu Monika. Nikt nie chciał się z nią przyjaźnić, ze względu na jej awkwardness, więc zrobiło mi się jej szkoda i od tego czasu się ode mnie nie odczepiła, aż do zakończenia szkoły, kiedy wróciła z powrotem do swojego małego Gostynia. Przez ten czas zdążyła mnie nieźle wymęczyć swoim nieskomplikowanym sposobem rozumowania, ale mimo to płakałam, kiedy wyjechała do siebie. Wiecie, sentymentalizm.

Co to ma do podświadomości?

Ano to, że co kilka lat powtarza mi się pewien bardzo konkretny motyw snu: śni mi się, że Monika przyjeżdża do mnie, a ja czuję się zakłopotana. Takie sny są dosyć długie i charakteryzują się posiadaniem czegoś na kształt rysu fabularnego. Monika S. zachowuje w nich swój dawny wygląd, bo przecież nie widziałam jej od prawie ośmiu lat i nie zostało mi po niej nic, poza zdjęciem - jest tylko trochę wyższa. Interesujący jest tutaj fakt, że nigdy nie myślę o tym, co by było, gdyby wróciła; w ogóle o niej nie myślę. Nie przychodzi mi do głowy taki pomysł. A mimo to latami sen się powtarza, tylko w zmienionych okolicznościach. Co to może oznaczać?

[Poza tym w tym samym śnie występowała również grupa dresów krzyczących na ulicy o mordowaniu pedałów, po czym śpiewających starą marynarską pieśń zadziwiająco poprawną angielszczyzną (w rzeczywistości fragment The Boy Who Came Back: "Goodbye to our yesterdays, hello tomorrow"). Potem rozmawiałam z Olgą z mojej klasy o paleniu tęczy i o tym, jak tęczowy potwór robi sobie z tych tęczy brwi.]

15.05


środa, 14 maja 2014

No, no

Muszę się tutaj pochwalić (bowiem niezmiernie rzadko zdarza mi się osiągnąć jakiś sukces w dziedzinie nauk szkolnych), że dzisiaj dostałam kilka gratulacji z powodu mojego wyniku z matury ustnej z polskiego. Temat wybrany przeze mnie brzmiał: Problem winy w twórczości F. Dostojewskiego. Omów zagadnienie na podstawie "Zbrodni i kary" oraz "Braci Karamazow". Słyszałam opinie, że wybrałam za trudny temat i że mogę nie podołać, ze względu na grubość lektur i ich treść. Przeczytałam obie powieści z pedantycznym skupieniem, lecz nie zdążyłam zapoznać się z opracowaniami - Braci Karamazow odłożyłam dopiero wczoraj około godziny 23:40. Do drugiej w nocy przeglądałam naprędce pomoce, ale niewiele wymyśliłam ze zmęczenia. Od rana przez kilka godzin, które mi pozostało, trochę przećwiczyłam improwizację, ale większość czasu spędziłam na rozmawianiu na jakikolwiek temat, modląc się o uniknięcie pytań o złożone pojęcia. Mimo to poradziłam sobie bez zarzutu i zdałam na 100 procent - nie taki diabeł straszny, jak go malują. Wystarczyło rozumieć, co się czyta i nie kombinować. Jestem wręcz przekonana, że każdy poświęcony czytelnik byłby w stanie poradzić sobie z tym tematem, a jego "zła sława" zaistniała przez niechęć do myślenia.

piątek, 9 maja 2014

Angażuj się emocjonalnie w sztukę, angażuj się emocjonalnie w muzykę, ale nigdy, nigdy nie angażuj się emocjonalnie w ludzi, dopóki nie upewnisz się, że warto.

czwartek, 8 maja 2014

Właśnie wróciłam znad stawu. Poszłam sprawdzić, czy kaczki jedzą jabłka, po czym razem z plasterkiem wrzuciłam do wody nóż do owoców, kiedy na iPodzie wylosowało się "Say Hello, Wave Goodbye". Wystarczy dziś powietrza dla mnie.

czwartek, 1 maja 2014

U.F.O.

Dzisiaj w samo południe ja i Chilkat obudziłyśmy się, żeby usłyszeć dźwięki iście szokujące - przeciągłe piski i wahające fale, nie przypominające niczego nam dotąd znanego - poza stereotypowym dźwiękiem, wydawanym przez statki obcych (coś być może z lekka przypominającego taki dźwięk). Trwało to może z minutę i akompaniowanie było jedynie przez wyraźny głos mojej matki - Halo, halo. Przed oczami stanęła mi scena, w której leży ona na kanapie, wypowiadając te słowa przez sen, a w pokoju jaśnieje niezidentyfikowane światło. Serio, brzmiało to tak niepokojąco i prawdziwie, że byłam w stanie w to uwierzyć.

Weszłam do pokoju, zastając ją testującą telefon.