sobota, 28 marca 2015

update

Mimo wszystko wydaje mi się, że było trochę lepiej, niż wczoraj, bo zmusiłam ojca do siedzenia w salonie na wózku, żeby się dotlenił. Kolejny dzień jednak kompletnie zajęty, znowu mam czas dla siebie jedynie w nocy!

Bardzo też boję się o bilety na koncert. Strona, na której je zamówiłam nie odpowiada na moje pytania.
Myliłam się. Po prostu jej nie poznawał.

jak na razie

Ostatnio dzieje się wiele i niewiele. 24. marca upłynął w miarę spokojnie, a następnego dnia miał przyjechać wózek inwalidzki dla ojca, ten sam, z którego wstała jego starsza siostra (80 lat, wycięte płuco za pokonanie raka, dwa razy wstała z wózka - liczyłyśmy na podniesienie go na duchu), ale niestety wózek przyjechał dopiero 26-go. 25. marca ojciec spędził więc na kanapie w salonie, co trochę poprawiło mu nastrój, bo zwykle leży odizolowany w sypialni. Ja i C. malowałyśmy i rysowałyśmy w tym samym pokoju. Dzień później przyjechał wózek, ale tata skorzystał z niego tylko na chwilę - nie chciał się pogodzić z tym stanem i starał się chodzić z pomocą mamy. Niestety zrobił się bardzo agresywny, na jakikolwiek kontakt reagując, jakbyśmy co chwila mu coś wciskały i chciały zrobić z niego kalekę - wyparł fakt, że w takim stanie kaleką niestety jest. 27. marca wyjechała C., a on sam osłabł i bardzo mało jadł i pił. Spytałam go, czego właściwie by chciał - zej-zejść do warsztata. Boi się, że traci kontrolę nad mózgiem i przeraża go brak władzy w nogach - przecież właśnie dlatego próbujemy go odżywić! Poza tym koleżanka mamy, która twierdzi, że dwa razy przewidziała w snach krzywdę bliskich (pobyt w szpitalu, morderstwo), powiedziała jej, że śniło jej się, że tata umarł. W sumie nic zaskakującego, w końcu do tego dojdzie. Mimo to czułam stres przed snem i musiałam wrócić do brania hydroksyzyny. Dzisiaj przed południem natomiast przyjechała wspomniana ciocia Kasia i trochę z nim rozmawiała. Potem poszłam jeszcze trochę pospać, a kiedy wstałam, zastałam matkę podającą kroplówkę ojcu w sypialni. Podobno ojciec mówił, że widział dziwne rzeczy: siebie samego leżącego na łóżku i wchodzącą do sypialni matkę - OOBE? Powiedziała mi ona, że dzisiaj w ogóle nie protestował przy podawaniu posiłków i słuchał się jej; w dodatku był dość przytomny i nie majaczył, kiedy z nim rozmawiałam (teraz i wcześniej). Przestraszył się swojej wizji? Albo śmierci w ogóle? Tego nie wiem. Mam nadzieję, że dzisiaj dalej będzie dawał sobie pomóc.

wtorek, 24 marca 2015

niepewny spokój

22. marca w nocy rozmawiałam z moją dziewczyną o podróżach w czasie i fizyce kwantowej, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że rozmawiam z nią o podróżach w czasie i fizyce kwantowej, ani razu nie odchodząc myślami w stronę ojca. Ogarnął mnie nagły spokój. Jej twarz taka jak zawsze - ta sama melancholia w oczach. Wszystko może być jeszcze takie, jak dawniej - no, nie wszystko, a w zasadzie nic, ale tak jakby wiele. Po tym emocjonalnym incydencie chyba zrozumiałam, na czym to wszystko polega. Ogarnął nas nagły spokój. Przecież mamy siebie.

23. marca dzień był niemal "idealny" - zupełnie pogodziłam się ze zmiennością sytuacji, byłam przygotowana na nagłą śmierć, ale i na dalszą walkę. (Może to Deprim zaczął działać?) Stan ojca się poprawił, ale nadal ma niedotleniony mózg. Wieczorem przez kilka godzin oglądałyśmy z mamą jej ulubione teledyski, aż do uciążliwego rozłączenia internetu. Nastrój popsuła mi tylko informacja od ojca, czemu nie chce jeść - bo wstawanie do toalety jest dla niego zbyt dużą męką, a robienie w pieluchę jest niekomfortowe. Zupełnie nie ma świadomości, jak absurdalne jest to stwierdzenie! Początkowo mnie to rozjątrzyło, ale potem zdołałam się uspokoić. Bardzo bałam się dalszej walki. Jestem jednak coraz odporniejsza na ciosy.

Teraz (nareszcie!...) odsłuchałam pierwszy akt The Velvet Trail. Jest świetny.

niedziela, 22 marca 2015

???

O siódmej rano wezwałyśmy karetkę, bo ojciec wyglądał, jakby umierał, ale nie umierał. Miał tylko problemy z oddychaniem... i stracił wolę do życia. Około dziesiątej w środku swoich zajęć wpadła C. zobaczyć się z nim, a potem pojechała z powrotem. Wyznała mu, że jest dla niej jak ojciec (którego nigdy nie miała). Zszokowało mnie to, że po tym, jak kazał matce wyjść i zostawić nas samych, to rozmawiał ze mną całkiem normalnie (oczywiście nie bez osłabienia), tak jak jeszcze kilka dni temu. Mówił, że cały ten czas słyszał, że umrze, a on nigdy tak nie myślał i teraz go to złamało. Byłam zrozpaczona, ale i zmotywowana, żeby dalej walczyć. Resztę dnia spędziłam zajmując się nim, ale on cały czas był zupełnie apatyczny, jego oczy niewidzące. Wieczorem znowu przyjechała do mnie C.. Udało mi się wyperswadować, żeby zjadł aż dwa banany w formie rozgniecionej (sukces!). Jestem skrajnie wykończona psychicznie i fizycznie. Ale muszę żyć. To tylko ta niepewność nas z matką wykańcza. On może umrzeć jutro, a może za miesiąc. Ale koncert musi się odbyć. Muszę dalej żyć. Muszę żyć.

memories fade, but the scars...

Dzisiaj (to znaczy wczoraj, 21. marca) pogodziłam się ze stratą ojca. Wciąż cierpię, ale jest mi łatwiej, kiedy myślę, że był szczęśliwy w życiu i mogłam być dla niego podporą. Byłam poza tym u Zwierza, poznałam jej dziewczynę i nawet byłam w stanie obejrzeć z rozbawieniem moją ulubioną czarną komedię. Potem spotkałam się z C. przy pasażach handlowych w Centrum i kilka minut po 21. poszłyśmy w wybrane przeze mnie miejsce (pierwszy sklep ze starymi płytami, jaki swego czasu odwiedzałam) i otworzyłyśmy ostatni prezent od taty. Motyw przewodni dnia: the hurting Tears For Fears. Od poprzedniej notki jest w stanie agonalnym - nie wiem, czy dożyje jutra (dzisiaj). Jeśli dożyje, to zobaczy się jeszcze ostatni raz z C.. Nie chcę jednak, żeby za długo to trwało, bo mama mówi, że jeśli przestanie nas poznawać, to odda go pod skrzydła hospicjum. Zasługuje na śmierć w domu, przy najbliższych, a nie w szpitalu.

piątek, 20 marca 2015

Earthly

[My] grandfather used to walk along the beach carrying me on his shoulders - long walks along the tideline taking in the fresh sea air, him singing the old Bing Crosby song 'Take my hand, I'm a stranger in Paradise'. At other times he took my sister and me swimming at the Victoria Baths to strengthen my chest. Afterwards we drank hot chocolate, then, as we drove home, I'd look for the secret stash of Murraymints kept in the car's glove compartment. These memories contrast sharply with the reality of him many years later as a victim of debilitating Alzheimer's disease. To see this proud and handsome Norwegian patriarch being spoon-fed and crying (in one of the retirement homes that line Liverpool Road) will always haunt me.
[tainted life, p. 6]



Dzisiaj ojciec umarł po raz pierwszy. Znarkotyzowany fentanylem, bezsilny i mylący sen z jawą, halucynacje z szarą rzeczywistością, duma nie pozwala mu pogodzić się z własną niedołężnością. Cały dzień zleciał mi przy nim, próbując łapać ostatnie chwile kontaktu.

- Wiesz, dokąd niedługo jadę?
- Wiem.
- No gdzie?
- Do Sławek.

...Choć w końcu:

-Wiesz, dokąd niedługo jadę? Wydałam dużo pieniędzy na ten wyjazd, długo o tym rozmawialiśmy, pamiętasz?
- Do Anglii.
- Tak!
- I... i jedziesz przez to miasto, gdzie ten zna-znany Anglik, jak mu tam... Freng...
-Nie, to już wymyślasz, to już wymyślasz. Lecę tylko samolotem do Londynu. A potem jadę pociągiem do Leeds, prawdopodobnie. Na koncert, pamiętasz czyj?
-A, tego A-A-A-A-A...
- Almonda! Marca Almonda. Jeszcze pamiętasz...



W dzień zaćmienia słońca spełnia się moja największa obawa, mój największy lęk. W ciągu pięciu dni ojciec z osłabionego siebie zmienił się we wrak człowieka, w strzępki, stojące jedną nogą po tamtej stronie. Ostatnia nadzieja kona, w agonii szepcząc "to przez narkotyk", ale ja wiem, że to ostatnie dni. Nie chcę, żeby żył w upodleniu i nieświadomości przez resztę swoich dni, bardziej niż śmierci boję się śmierci umysłu. Wolałabym, żeby usnął szybko, niż żeby bełkotał od rzeczy na wózku i w pampersach. Chcę, żeby żył, ale nie chcę jego i naszego cierpienia. Gdyby tylko halucynacje osłabły, przyjacielu...



Dzisiaj przyszła też paczka z ostatnim prezentem od niego - trzy egzemplarze The Velvet Trail (winyl i jedno podwójne wydanie dla mnie, a drugie dla C.). Nie odpakowałam jej jeszcze, bo myślałam, że zrobię to przy nim, ale on już nie rozumie, o co chodzi... Dlatego zamierzam zrobić to jutro, wybrać jakieś specjalne miejsce i otworzyć ją razem z C.. Koncert się odbędzie, musi się odbyć. Muszę rozpocząć nowy rozdział.



-...A takie czarne pełza tam po tym, czasem się pojawia, a czasem znika. - Zamyka oczy. - O chyba już pójdę sp-spać.
Kładę mu dłoń na wychudzonym ramieniu, a on ją uściskuje.
- Kocham cię - mówi.
- Ja też cię kocham.

Gaszę światło.