środa, 9 kwietnia 2014

Camp i La Magia niskobudżetowych efektów

Do napisania tego postu zainspirował mnie komentarz w serwisie YouTube, dotyczący jednego z teledysków Siouxsie and the Banshees.


Od jakiegoś już czasu zastanawiam się, co tak bardzo porusza mnie w teledyskach sprzed 30-stu lat i czemu tak rzadko podobają mi się te współczesne. I w sumie niewiele czasu zajęło mi dojście do wniosku, że chodzi o camp i psychedelię niskobudżetowych efektów, takich jak nakładanie tekstur na maskowany obszar czy wczesne bluescreeny. Lata 70-te i wczesne 80-te otworzyły wiele nowych możliwości wraz z wejściem bluescreena i prostych trików, umożliwiających tworzenie trudnych do zrealizowania wizualizacji - efekty te oczywiście wydają się śmieszne w porównaniu nawet do dzisiejszych tanich teledysków, ale mają coś, czego tym dzisiejszym brakuje, a o czym wspomniała autorka powyższego komentarza - oryginalność, świeżość i wyobraźnię twórców. Nie zrozumcie mnie źle, znam wiele dobrych teledysków, które powstały o wiele później, nawet całkiem niedawno, a jednak największe wrażenie wywołują u mnie te tanie wycinanki z 1981. Jest w nich coś niezwykłego, pewna naiwność i użyję nieco kuriozalnego słowa, mistycyzm, coś jak rzeczywistość snu albo tabletki halucynogenne. Oczywiście wszystko to musi iść w parze z dobrą muzyką, bo inaczej całość wzbudzać może co najwyżej uśmieszek politowania. "We Built This City" Starship to jednak nie to samo, co mistrzowskie wizje Tima Pope'a.

Nowo odkryty przeze mnie teledysk Siouxsie and the Banshees jest właśnie doskonałym przykładem tego, o czym mówię i zresztą pod nim właśnie natknęłam się na wspomniany komentarz. The Banshees to jeden z tych zespołów, których przesłuchanie dyskografii przekładam latami na później (gdzieś od 2008, serio), bo jakoś zwykle słucham czegoś innego, mimo że zawsze podobają mi się ich utwory.



Niesamowite to jest. Na pierwszy rzut oka wygląda zabawnie - Siouxsie rozwijana z dywanu i latająca na nim po pustyni niczym Wicked Witch of the West? Ale wydaje mi się, że to zamierzony efekt, mam na myśli niedokładny filtr z bluescreena, który wywołuje bardzo dziwne, psychodeliczne wrażenie. No i twarz Siouxsie, szczególnie jej oczy, strój, charakteryzacja, ten dziwny efekt źle nagranego klipu (to akurat wina uploadera, ale podoba mi się to pływanie-drganie) - to wszystko składa się na niemal mistyczny i nieco niepokojący klip.

Rzuciłam nazwiskiem Tima Pope'a, a to dlatego, że to właśnie z nim kojarzy mi się cała ta sztuka - kiedy zobaczyłam fragment teledysku do "Dear Prudence" od razu pomyślałam "Hej, Tim chyba maczał w tym palce". Pope tworzy teledyski od drugiej połowy lat 70-tych i jest jednym z moich dwóch ulubionych reżyserów PV (drugi to Mark Romanek). Charakterystyczne dla jego stylu jest oryginalne podejście do tematu, narracyjne prowadzenie "fabuły" i właśnie te psychodeliczne efekty, o których wspomniałam. Jeśli widzieliście kiedyś któryś z wczesnych teledysków Soft Cell, to wiecie, o czym mówię.



Tak naprawdę trudno jest jakoś konkretnie opisać moje odczucia, bo jest to bardzo subiektywne i wrażeniowe. "Dear Prudence" i "Forever" to jak dotąd moje dwa ulubione utwory the Banshees. Przynajmniej nie tylko ja mam problem z opisaniem tego, co mam na myśli (18:10, sort of).

Niski budżet stawiał artystom wyzwania i wymagał kreatywności. Kolejnymi znakomitymi przykładami, zawierającymi inne rozwiązania, są sztandarowy utwór New Romantics i mój ukochany kawałek z tej samej subkultury. Myślę, że ludzie mają potrzebę wracania do starych, tanich efektów, czego świadkiem możemy być oglądając teledysk do "Time to Pretend" MGMT czy obserwując popularyzację seapunku i vaporwave (tu oczywiście mowa o latach 90-tych).

Na koniec zostawiam link do klipu, który zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy, nie tylko dzięki mojemu ulubionemu efektowi.

-

Swoją drogą od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie zrobić jakichś top ten dotyczących ulubionych teledysków, albumów etc. Wiele osób mi wspominało, że lubią poznawać dzięki mnie nową muzykę, więc może byłby to jakiś pomysł? Also recenzje albumów, bo skoro je już kupuję, to może uda mi się zachęcić kogoś do zdobycia takiej fizycznej kopii?

Brak komentarzy: