sobota, 11 lutego 2012

popkult

Jestem bardzo elastycznym człowiekiem. Często myślę nawet, że trudno być elastyczniejszym - i jeśli chodzi o próg tolerancji, i o upodobania estetyczne. Szczególnie widać to u mnie w muzyce, której słucham - od kiczu po niszę. Zanim zaczęłam meandrować w oceanie tajemnic undergroundu, przez długi czas słuchałam tanich mainstreamowych hitów jednego lata. Ostatnio znalazłam stare składanki "Top Kids", które przypomniały mi, jak to było słuchać radia "eska" i powtarzanych w kółko popowych płyt sprezentowanych przez rodziców. Do tego dochodził pierwszy krążek, który sama kupiłam pod wpływem kuzyna, "hiphopstacja 2", dzięki któremu nauczyłam się bluzgać.

W tym okresie zaczęłam faworyzować trzy wokalistki, do których powracam do dziś: Kylie Minogue i młodziutkie Rosjanki z t.A.T.u.. Kylie zawsze ujmowała mnie nie tylko głosem i urodą, ale też dziewczęcością zamkniętą w dorosłej kobiecie i seksualną klasą, kontrastującą z wulgarnością koleżanek po fachu. Jej muzyka zawsze podnosiła mnie na duchu i w pewien sposób hipnotyzowała, a dziś wzruszyłam się głęboko powracając do jej najśliczniejszego utworu, Chocolate. Nie zaskakuje mnie fakt, że wiele piosenkarek ją kopiuje (łącznie z Lady Gagą), ani że nie odeszła w zapomnienie po tylu latach. W przypadku Leny i Julii powracam tylko do ich pierwszego dokonania, słynnego swego czasu szczególnie w Polsce: "200 po Vstriechnoy". Zawsze było ono dla mnie czymś wyjątkowym, czy to ze względu na nostalgię, czy ze względu na jedyny (dla mnie) w swoim rodzaju typ popu - w niecodziennym języku i o niecodziennym brzmieniu. Moje zaskoczenie spowodowało spostrzeżenie podczas przeszukiwania ich dyskografii, gdzie jedynie Polska wersja zawiera bonusowe, według mnie najlepsze utwory. Skoro już o tym wspomniałam, od wielu lat szukam wyjątkowo unikalnego remixu do Ya Soshla s Uma, który znajdował się na albumie posiadanym przez moją przyjaciółkę z dzieciństwa, albumie, który najwyraźniej był bootlegiem. Utwór ten obrósł już dla mnie legendarną powłoczką, bo nadal pamiętam, jak niesamowitym przeżyciem było słuchanie go na magnetofonie. Zupełnie różnił się od oryginału, agresywny, mistyczny i dziwaczny.

Nie widzę nic złego w słuchaniu popu. Muzyka popularna jest melodyjna, rytmiczna i łatwo przyswajalna, dlatego często nawet utwory, których nie trawimy wpadają nam w ucho. Wielu z was, chcąc być "alternatywnymi" na siłę zatyka uszy również przy tych słusznych kawałkach, ja nie wyrzucam żadnego - w końcu i disco polo daje powód do myślenia.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jestem w szoku, że jeszcze jakaś osóbka prócz mnie ma taki sentyment do TATU, mimo słuchania obecnie raczej cięższej muzyki.
Ten zespół przypomina mnie ostatnie chwile dzieciństwa, pierwsze spotkanie z homoseksualizmem... Związek między dziewczynami wydał mi się niesamowicie inny i fascynujący. Było coś magnetycznego w tych dwóch niewiele ode mnie starszych dziewczętach w spódniczkach w szkocką kratę.
No i chyba pierwszy raz, kiedy muzyka wywoływała we mnie tyle emocji - nawet pomimo tego, że słowa zrozumiałam dopiero, gdy wyszła angielska wersja płyty.
Nie wracam do tej płyty jednak, bo boję się, że teraz aż tak by mi się nie podobała.. czy warto weryfikować wartość wspomnień?
~Astray

Anonimowy pisze...

A mi ostatnio przypomniało się to:
http://29.media.tumblr.com/tumblr_lvjuuyv9qG1qcnxlao1_500.gif
Fejk, wiem - co nie zmienia faktu, że to jest właśnie moje życie.. Ech.
"Dorośli są do bani, a potem stajesz się jednym z nich".
Jedyna nadzieja, że niczym Anji Orthodox uda mi się zachować odrobinę wewnętrznego mroku na starość.
~Astray

pigeon. pisze...

popkultura jest ciągłym, niewyczerpanym źródłem inspiracji; miesza się z "kulturą wyższą" w jednym kotle, przeplatają się ze sobą, po czym powstaje coś zupełnie nowego, bo ta pierwsza czerpie z tej drugiej i na odwrót (mimo, że nie zawsze się do tego przyznają). i o to chodzi.

Eskaite pisze...

Astray - nawet jeśli potem okazało się, że dziewczyny udają, prawda? Mocny chwyt. A teraz czuję się dziwnie, będąc starsza od piosenkarek, których słucham.
Ja zazwyczaj weryfikuję i nie wychodzi mi to na złe, ale może nie zawsze warto.

Przypomina mi się zakończenie "Kubusia Puchatka".

pidgeon - That's the point.