Bez przerwy odkładam pisanie na tym blogu, a przecież do czegoś się zobowiązałam, zakładając go. Nie wiem w sumie dla kogo: czy dla siebie, czy dla innych, ale jakiś cel w tym mam. Planuję jednak przeniesienie części myśli z powrotem na papier, bo spisywanie ich tutaj nie byłoby dobrym pomysłem... w najlepszym wypadku mocno naiwnym. Sił w ostatnim czasie mam bardzo mało, choć wiele przez ten czas się nauczyłam i wiem, że muszę walczyć. Dla siebie i dla moich bliskich, ale przede wszystkim dla siebie, bo mało brakuje, żebym wpadła w ten stary rów. Spiszę więc szybko wydarzenia teraz, zanim jeszcze bardziej się natłoczą. Jakiś czas temu przeglądałam stare notki tutaj i żałuję, że nie mam już takiego zapału i chęci do wysilania się, żeby pisać w interesujący sposób. W zasadzie przekopiuję tutaj zedytowaną notkę wysłaną znajomej, bo w końcu lepszy rydz niż nic.
Ojciec jest po radioterapii i to w mózgu ustało, ale na ostatnią chemię z platyną (jak się okazało) miał uczulenie i ostro go zagięła. Nie je od wielu dni prawie nic i jest bardzo osłabiony, chociaż wydaje się, że ostatnio jego stan się poprawia. Ja natomiast chorowałam przez cały miesiąc (pierwszy raz od wielu lat), co było zresztą spowodowane wielkim stresem, więc nie miałam siły zapraszać ludzi na Sylwestra, na którym mi tak zależało - obdzwoniłam ich za późno i były tylko cztery osoby (czyli razem z rodziną całe siedem osób z depresją). Matkę znowu zwolniono z pracy. Z drugiej strony mam własny adapter i dostałam przepiękne prezenty - od C. broszkę Gutter Heart, którą wysłałam też Marcowi, no i ręcznie robionego dużego pluszowego Reshirama i breloczki z pokemonsami, a od Kraba mydło Moisturizing Almond z dorysowanymi główkami na migdałach no i obietnicę, że dostanę napój Almond Dream...
Czuję się na zmianę beznadziejnie i całkiem nieźle. Generalnie nie robię nic konkretnego. Fani żenujących creepypast zaczęli mnie napadać z requestami na dA, więc niedługo otwieram pierwsze komisze. Jeszcze to odkładam, ponieważ nie dostałam niestety tabletu na Święta, więc dopiero muszę go kupić. Chodzę na przygotowanie do matury z historii i matematyki - w sumie jednak się do tego zmuszam i nie chcę tego robić, ale nie mam innych pomysłów na razie; rysuję trochę z modela na Atelier no i chodzę na terapię.
Poza tym wszystkim dziewiątego odkryłam pewną książkę, nad którą bardzo płaczę. Kupiłam ją natychmiast następnego dnia za 450 złotych, więc możecie sobie tylko wyobrazić, jak bardzo mi na niej zależy. Dostanę ją dopiero w czerwcu, ale mam przynajmniej potwierdzenie, że będzie to jedna z 500-set autografowanych kopii. Nieautografowanych jest zresztą tylko 800.
W niedzielę przeprowadziła się do mnie (to znaczy do lokatorskiego mieszkanka) Karolina, a następnego dnia Krab. Czekam jeszcze na Arkha. Póki co wygląda to nieźle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz