środa, 28 stycznia 2015

sępy

Niedziela, gdzieś między siódmą a ósmą rano. Wychodząc z pokoju moją uwagę zwraca otwarte na oścież kuchenne okno. Ponura myśl przemyka po głowie. Może to tylko nieuwaga dla kotów.

Niedziela, popołudnie. "Ewa, czy ty dzisiaj chodziłaś po sypialni w nocy?" "Nie, czemu?" "A nie, bo wydawało mi się, że widziałem czarną postać z dużą torbą, szukającą czegoś w łóżku; powiedziałem «Ewa?», ale postać zniknęła." Może to tylko majaki.

Niedziela, wieczór. Siedzę z Arkhentarkiem w pokoju, kiedy matka wpada doń i pyta, czy widzieliśmy jej torby z dokumentami. Nie widzieliśmy. Poszukiwania nie dają skutku. Ponura myśl przemyka po głowie. Powiedzieć, czy nie? Powiedziałam. Jezus Maria. Matka w histerii, chce wzywać policję. Ojciec nie chce, bo w końcu Wasyl i reszta budowlańców z Ukrainy nielegalnie, tak samo jak podnajmowane mieszkanko. Trudno, za późno. Co się stało?

Ze wszystkich opcji podczas zabawy w detektywa wydedukowałam następująco: złodziej wszedł wejściowymi drzwiami. Na pewno jak zwykle były otwarte, bo zwyczajnie zapominamy je zamykać. Dom jest tak żywy i przewija się przez niego tyle osób, że często drzwi wejściowe są otwarte w dzień (nasza wina). I zdarzyło się, że nie tylko w dzień. Jedna z toreb leżała na szafce w przedpokoju, łatwy cel. Drugą matka zawsze ukrywała pod kołdrą w swojej części łóżka, ale tej nocy spała na tapczanie pod kołdrą z sypialni, więc torba była widoczna. Przeniosła się do sypialni dopiero, kiedy jaśniało, i wtedy też ojciec widział czarną postać z torbą. To znaczy, że złodziej musiał już tu bywać, albo znać kogoś, kto bywał. Poruszał się z arogancją i pewnością, korzystając z tego, że w łóżku był tylko chory ojciec. Speszył się jednak pytaniem, dlatego uciekł przez okno, a nie drzwiami wejściowymi. Okna na oścież otwarte zostawiamy tylko w ciepłe letnie dni, kiedy jesteśmy w domu. Gdyby złodziej wszedł przez okno, zostawiłby mokre ślady. Natomiast wracanie do drzwi byłoby ryzykowne, skoro ojciec nie śpi (sypialnia jest obok przedpokoju). Ale dlaczego ukradł tylko dwie torby, w których matka miała dowód, karty kredytowe, kosmetyki, leki i biżuterię po babci (o tym nie wiedział), zostawiając drogi laptop, resztę sprzętu, antyki? To proste. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o DUŻE pieniądze. Złodziej wiedział, że sprzedaliśmy fabrykę. Wiedział też, że Krzysztof Ż. jest w stanie ciężkim i ledwo wchodzi po schodach. A w mieszkaniu poza tym tylko dwie kobiety. Krzysiowi pieniądze się już nie przydadzą, bo Krzysio śmiertelnie chory. Ale karty poblokowane, dowód też, co zrobić? Chyba tylko te pamiątki babcine sprzedać na złom, choć u jubilera warte ze 4000. Co zrobić.

Liczymy na pana potknięcie, panie złodzieju.

Swoją drogą zaraz następnego dnia ukradziono wannę z podwórka, i generalnie od ostatniej chemii sępy żerują. Wasyl zamontuje automatyczne światła i kamery, w końcu dzielnica złodziejska.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To sprawa dla Herkulesa Poirota!