piątek, 20 marca 2015

Earthly

[My] grandfather used to walk along the beach carrying me on his shoulders - long walks along the tideline taking in the fresh sea air, him singing the old Bing Crosby song 'Take my hand, I'm a stranger in Paradise'. At other times he took my sister and me swimming at the Victoria Baths to strengthen my chest. Afterwards we drank hot chocolate, then, as we drove home, I'd look for the secret stash of Murraymints kept in the car's glove compartment. These memories contrast sharply with the reality of him many years later as a victim of debilitating Alzheimer's disease. To see this proud and handsome Norwegian patriarch being spoon-fed and crying (in one of the retirement homes that line Liverpool Road) will always haunt me.
[tainted life, p. 6]



Dzisiaj ojciec umarł po raz pierwszy. Znarkotyzowany fentanylem, bezsilny i mylący sen z jawą, halucynacje z szarą rzeczywistością, duma nie pozwala mu pogodzić się z własną niedołężnością. Cały dzień zleciał mi przy nim, próbując łapać ostatnie chwile kontaktu.

- Wiesz, dokąd niedługo jadę?
- Wiem.
- No gdzie?
- Do Sławek.

...Choć w końcu:

-Wiesz, dokąd niedługo jadę? Wydałam dużo pieniędzy na ten wyjazd, długo o tym rozmawialiśmy, pamiętasz?
- Do Anglii.
- Tak!
- I... i jedziesz przez to miasto, gdzie ten zna-znany Anglik, jak mu tam... Freng...
-Nie, to już wymyślasz, to już wymyślasz. Lecę tylko samolotem do Londynu. A potem jadę pociągiem do Leeds, prawdopodobnie. Na koncert, pamiętasz czyj?
-A, tego A-A-A-A-A...
- Almonda! Marca Almonda. Jeszcze pamiętasz...



W dzień zaćmienia słońca spełnia się moja największa obawa, mój największy lęk. W ciągu pięciu dni ojciec z osłabionego siebie zmienił się we wrak człowieka, w strzępki, stojące jedną nogą po tamtej stronie. Ostatnia nadzieja kona, w agonii szepcząc "to przez narkotyk", ale ja wiem, że to ostatnie dni. Nie chcę, żeby żył w upodleniu i nieświadomości przez resztę swoich dni, bardziej niż śmierci boję się śmierci umysłu. Wolałabym, żeby usnął szybko, niż żeby bełkotał od rzeczy na wózku i w pampersach. Chcę, żeby żył, ale nie chcę jego i naszego cierpienia. Gdyby tylko halucynacje osłabły, przyjacielu...



Dzisiaj przyszła też paczka z ostatnim prezentem od niego - trzy egzemplarze The Velvet Trail (winyl i jedno podwójne wydanie dla mnie, a drugie dla C.). Nie odpakowałam jej jeszcze, bo myślałam, że zrobię to przy nim, ale on już nie rozumie, o co chodzi... Dlatego zamierzam zrobić to jutro, wybrać jakieś specjalne miejsce i otworzyć ją razem z C.. Koncert się odbędzie, musi się odbyć. Muszę rozpocząć nowy rozdział.



-...A takie czarne pełza tam po tym, czasem się pojawia, a czasem znika. - Zamyka oczy. - O chyba już pójdę sp-spać.
Kładę mu dłoń na wychudzonym ramieniu, a on ją uściskuje.
- Kocham cię - mówi.
- Ja też cię kocham.

Gaszę światło.

4 komentarze:

S.K. pisze...

Doisz tatusia do ostatniej godziny, nie wstyd ci?
W mojej ocenie stawiasz swoją narkotyczną niemal fazę muzyką obcego człowieka nad miłość do ojca, który cie te wszystkie lata wychowywał.
Ostatnie dni jego życia porównując nawet do wspomnień z biografii tego artysty.
Niesmacznie się to czyta.

Eskaite pisze...

Możesz próbować mnie zniszczyć, ale ja najlepiej znam miłość, jaką darzymy się z moim ojcem. Jestem z nim cały czas i wiem doskonale, że on nigdy nie chciałby widzieć mnie załamanej jego stanem, mówił mi o tym jeszcze na jawie. Będę żyć dalej i twoja gorycz i frustracja mi tego nie odbierze. Zostaw mnie w spokoju.

Eskaite pisze...

Ochłonęłam i dodam, że o żadne rady nie prosiłam i nie mam żadnych zobowiązań wobec ciebie. To, w jaki sposób radzę sobie z ciężarem choroby i gdzie znajduję pocieszenie to też tylko moja sprawa. Pozdrawiam cię, bo mimo twoich słów życzę ci dobrze, ale ani ja ci nie zdołam pomóc, ani ty mnie, więc nie ma sensu tego dalej ciągnąć. C'est la vie.

S.K. pisze...

to brzmi jak komentarz wystawiony na allegro. "Dziękuję za usługę i pozdrawiam". Nie tego się spodziewałam po kreatywnej artystce ;)