niedziela, 22 marca 2015

memories fade, but the scars...

Dzisiaj (to znaczy wczoraj, 21. marca) pogodziłam się ze stratą ojca. Wciąż cierpię, ale jest mi łatwiej, kiedy myślę, że był szczęśliwy w życiu i mogłam być dla niego podporą. Byłam poza tym u Zwierza, poznałam jej dziewczynę i nawet byłam w stanie obejrzeć z rozbawieniem moją ulubioną czarną komedię. Potem spotkałam się z C. przy pasażach handlowych w Centrum i kilka minut po 21. poszłyśmy w wybrane przeze mnie miejsce (pierwszy sklep ze starymi płytami, jaki swego czasu odwiedzałam) i otworzyłyśmy ostatni prezent od taty. Motyw przewodni dnia: the hurting Tears For Fears. Od poprzedniej notki jest w stanie agonalnym - nie wiem, czy dożyje jutra (dzisiaj). Jeśli dożyje, to zobaczy się jeszcze ostatni raz z C.. Nie chcę jednak, żeby za długo to trwało, bo mama mówi, że jeśli przestanie nas poznawać, to odda go pod skrzydła hospicjum. Zasługuje na śmierć w domu, przy najbliższych, a nie w szpitalu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Od pażdziernika do marca - to będzie zaledwie sześć miesięcy. Zaprawdę przerażające żniwo zbiera nowotwór.

Eskaite pisze...

Ja liczę właściwie ostatni tydzień, jeszcze kilka dni temu z nim rozmawiałam normalnie.