W czwartej klasie podstawówki do naszej klasy dołączyła nieśmiała dziewczynka o imieniu Monika. Nikt nie chciał się z nią przyjaźnić, ze względu na jej awkwardness, więc zrobiło mi się jej szkoda i od tego czasu się ode mnie nie odczepiła, aż do zakończenia szkoły, kiedy wróciła z powrotem do swojego małego Gostynia. Przez ten czas zdążyła mnie nieźle wymęczyć swoim nieskomplikowanym sposobem rozumowania, ale mimo to płakałam, kiedy wyjechała do siebie. Wiecie, sentymentalizm.
Co to ma do podświadomości?
Ano to, że co kilka lat powtarza mi się pewien bardzo konkretny motyw snu: śni mi się, że Monika przyjeżdża do mnie, a ja czuję się zakłopotana. Takie sny są dosyć długie i charakteryzują się posiadaniem czegoś na kształt rysu fabularnego. Monika S. zachowuje w nich swój dawny wygląd, bo przecież nie widziałam jej od prawie ośmiu lat i nie zostało mi po niej nic, poza zdjęciem - jest tylko trochę wyższa. Interesujący jest tutaj fakt, że nigdy nie myślę o tym, co by było, gdyby wróciła; w ogóle o niej nie myślę. Nie przychodzi mi do głowy taki pomysł. A mimo to latami sen się powtarza, tylko w zmienionych okolicznościach. Co to może oznaczać?
[Poza tym w tym samym śnie występowała również grupa dresów krzyczących na ulicy o mordowaniu pedałów, po czym śpiewających starą marynarską pieśń zadziwiająco poprawną angielszczyzną (w rzeczywistości fragment The Boy Who Came Back: "Goodbye to our yesterdays, hello tomorrow"). Potem rozmawiałam z Olgą z mojej klasy o paleniu tęczy i o tym, jak tęczowy potwór robi sobie z tych tęczy brwi.]
1 komentarz:
też czasem śnią mi się zapomniane sprawy i wtedy budzę się z dziwnym niepokojem, bo myślałam, że zepchnęłam je gdzieś na margines.
Prześlij komentarz