niedziela, 22 marca 2015

???

O siódmej rano wezwałyśmy karetkę, bo ojciec wyglądał, jakby umierał, ale nie umierał. Miał tylko problemy z oddychaniem... i stracił wolę do życia. Około dziesiątej w środku swoich zajęć wpadła C. zobaczyć się z nim, a potem pojechała z powrotem. Wyznała mu, że jest dla niej jak ojciec (którego nigdy nie miała). Zszokowało mnie to, że po tym, jak kazał matce wyjść i zostawić nas samych, to rozmawiał ze mną całkiem normalnie (oczywiście nie bez osłabienia), tak jak jeszcze kilka dni temu. Mówił, że cały ten czas słyszał, że umrze, a on nigdy tak nie myślał i teraz go to złamało. Byłam zrozpaczona, ale i zmotywowana, żeby dalej walczyć. Resztę dnia spędziłam zajmując się nim, ale on cały czas był zupełnie apatyczny, jego oczy niewidzące. Wieczorem znowu przyjechała do mnie C.. Udało mi się wyperswadować, żeby zjadł aż dwa banany w formie rozgniecionej (sukces!). Jestem skrajnie wykończona psychicznie i fizycznie. Ale muszę żyć. To tylko ta niepewność nas z matką wykańcza. On może umrzeć jutro, a może za miesiąc. Ale koncert musi się odbyć. Muszę dalej żyć. Muszę żyć.

1 komentarz:

S.K. pisze...

Super! To lepsze niż streszczenia lektur, ale chyba jednak wolałam twoje wpisy z kategorii "seks z delfinami".
Były bardziej PRAWDZIWE.